aktualności
Scenariusz i reżyseria ? José Mourinho
Liga angielska nie jest ?tanim? spektaklem. Za jej kurtyną chowa się czołówka światowych aktorów, którzy tydzień w tydzień rozgrywają terminarzowo zaplanowane, aczkolwiek nieprzewidywalne w skutkach widowiska. W tej robocie oprócz świetnie przygotowanych warsztatowo rzemieślników, potrzeba jednak gwiazd. Osobowości, które przyciągną uwagę i zwyczajnie rozkręcą medialne show.
Sir Alex Ferguson, Gareth Bale czy Carlos Tevez ? to już przeszłość. Premier League potrzebowała nowego reżysera, który nada jej ? w tym przypadku ? starą nową jakość, dosypie trochę emocji, wrzuci ekspresję i kontrowersje. Tym żyje football. Mourinho musiał wrócić. Musiał, bo potrzebowała go nie tylko Chelsea, ale cała piłkarska Anglia.
Portugalczyk jest jednym z narkotyków wyspiarskiej piłki, który nakręca widownie, bezwzględnie ją przy tym uzależniając. Albo go kochasz, albo szczerze nienawidzisz. Obok Mourinho nikt nie przechodzi jednak obojętnie. I nie ważne czy nazywa się Roman Abramowicz, czy Grzegorz Rasiak. W dzisiejszej piłce to właśnie Mou jest jednym z jej największych symboli.
Końcówka sezonu była dla londyńczyków bardzo dotkliwa. Nie mówiąc o tym głośno, każdy w niebieskiej części Londynu zacierał ręce z radości, mając coraz większy apetyt na triumf w Champions League. Scenariusz Mourinho uwzględniał w swojej treści jeszcze jeden sukces. Puchar BPL miał wreszcie (po czterech sezonach) wrócić do stolicy kraju. Czegoś jednak zabrakło. Wenger i Rodgers zrzucają winę na defensywną filozofię gry The Blues. Autobus, który parkowano w tym sezonie niejednokrotnie, odjechał do Lizbony zapominając o Terrym i spółce. Ale czy taka sama opinia byłaby aktualna, gdyby Chelsea wygrała w tym roku ligę? Podopieczni Mourinho nie grają pięknie w piłkę, nigdy nie grali. Miewają momenty, ale na tym zazwyczaj się kończy. Nie przeszkadza to jednak w pokonywaniu najlepszych zespołów. Nikt z wielkiej siódemki nie wygrał w tym sezonie z Niebieskimi. Na dwanaście trudnych spotkań, Chelsea zanotowała dziesięć zwycięstw, tracąc przy tym zaledwie cztery bramki. O co innego chodzi w footballu, jeżeli nie o wygrywanie? Trzy punkty notuje ta drużyna, która popełni w całym spotkaniu mniej błędów. A o pomyłkę tym łatwiej, im więcej robi się na płycie boiska. Kreowanie gry oraz niezliczona wymiana podań nie gwarantują wcale zwycięstwa. Przekonała się już o tym Barcelona, a ostatnio niemiecki Bayern, boleśnie przegrywając z Królewskimi. Pomysł Guardioli jest dobry, ale na nieszczęście jego drużyn, tylko na papierze. Poza tym, na każdą taktykę można przygotować kontr-odpowiedź, która sprowadzi do parteru wszystkie atuty przeciwnika. Tak właśnie działa Mourinho. Przygotowuje swój zespół pod konkretną drużynę. Jeżeli postawienie autobusu w meczu z Blaugraną sprawi, że Hiszpanie odpadną z Ligi Mistrzów, zróbmy to. Jeśli Atletico możemy powstrzymać jedynie grą obronną, licząc jednocześnie na jedną czy dwie kontry, zróbmy to. Dlaczego defensywne usposobienie drużyny sprowadzane jest do szczebla antyfootballu? Od kiedy piękna gra okupiona klęską jest lepsza od taktycznego rozpracowania oponenta i skromnego 1:0 w doliczonym czasie gry? Przegrana, nieważne w jakim stylu, zawsze będzie przegraną. W historii jest miejsce wyłącznie dla zwycięzców.
Mourinho jest kapryśnym reżyserem. Po sprzedaży Juana Maty i już raczej pewnym transferze Davida Luiza do Paris Saint Germain, nikt w stu procentach nie może być pewny, czy dostanie rolę w kolejnych spektaklach Portugalczyka. Skupiony na najmniejszych detalach trener jest w stanie sprzedać największe gwiazdy, jeśli po pierwsze, nie są to tak uniwersalni piłkarze, jakich w swoich szeregach potrzebuje Chelsea i po drugie, jeżeli w perspektywie miesięcy/lat klub na tym skorzysta. I piłkarze ze Stamford Bridge to rozumieją. Pojmują pomysł tworzenia zespołu i koncepcję gry zarówno w Premier League, jak i w europejskich pucharach. Wiedzą kiedy mają dłużej przytrzymać piłkę, wiedzą kiedy się cofnąć i kiedy grać na czas. Są obsadzani po warunkach, a nie po nazwisku jakie przez lata sobie wypracowali.
Brutalny realizm każe zaznaczyć, iż mimo perfekcji Mourinho, Chelsea zakończyła całkiem przyzwoity sezon z niczym. Półfinał Champions League i trzecie miejsce w rodzimej lidze ? to trochę za mało, by zaspokoić pobudzone apetyty piłkarzy i kibiców. The Happy One słynie jednak z drugiego sezonu. I to napawa optymizmem. Pokazał to w Interze, pokazał w Realu, a cały niebieski Londyn liczy na to, że pokaże to także w sezonie 2014/2015 przejmując dominację nie tylko na angielskim podwórku.
Felieton nadesłał Adrian Ligorowski.
Reklama:
Oceń tego newsa:
lysy8314.07.2020 17:26
I niepotrzebnie go Roman wziol spowrotem
Chelsea0311.12.2014 00:28
w tym sezonie będzie dużo lepiej
tamten był przejściowy
Sobi03.11.2014 14:54
Słabe :/
ja albo nie31.05.2014 07:17
....
ashleycole328.05.2014 18:22
Taktyka Mourinho jest pusta ?
elDeadache28.05.2014 14:00
Felieton pusty i marny, zupełnie jak taktyka Mourinho.
rtata28.05.2014 12:44
prosza cie niy pisz żeby my zaś stawiali autobus bo niy po to idzie sie na mecz żeby patrzeć na kał atletico mimo gry obronnej stwarza sytuacje strzały a my nic. W tym sezonie siadając do oglądania naszej drużyny nie jednokrotnie strasznie sie nudziłem była padaka w mnóstwo spotkaniach
pitogo27.05.2014 17:44
topojek27.05.2014 14:31
no koment
ArekChelsea27.05.2014 12:42
Ale chvjowy felieton.