Bramka Hakima Ziecha była jedynym golem w półfinale Pucharu Anglii między Chelsea a Manchesterem City na Wembley - londyńczycy nie pozwolili na zbyt wiele swoim rywalom i awansowali do finału turnieju, jaki rozegrają z Leicester lub Southampton. Dla Thomasa Tuchela to pierwszy triumf nad Pepem Guardiolą w trenerskiej karierze...
Co ciekawe, w meczu widzieliśmy aż trzy trafienia Chelsea, dwa z nich (Ziyecha i Pulisica) nie zostały uznane z powodu spalonych.
W meczu brakowało właściwie wszystkiego: wysokiego tempa gry, odpowiedniej dynamiki, a przede wszystkich strzałów, ledwie pięć prób pokonania bramkarza, z czego jedna celna to statystyka nie przystająca gigantom angielskiego futbolu.
W pierwszej części meczu nie zobaczyliśmy gola, dobrej gry też.
Drugie tak słabe 45 minut nie mogło się powtórzyć. Było lepiej, chociaż niewiele. Jeden z nielicznych emocjonujących momentów nastąpił dziesięć minut po wznowieniu gry. Wówczas Timo Werner odegrał piłkę do Hakima Ziyecha, który z łatwością pokonał bramkarza.
Ekipie Pepa Guardioli brakowało elementu zaskoczenia, kreatywności, agresywności. Nie mieli właściwie niczego, czym mogliby zagrozić oponentowi. Chelsea również zagrała przeciętnie, ale to ona jest w finale Pucharu Anglii po triumfie 1:0.