aktualności
Medialnie stłamszony
"Tak sobie" ? to bardzo osobista i jednocześnie niewiele mówiąca ocena Jose Mourinho na temat obecnej gry, dyspozycji i skuteczności Fernando Torresa.
Mija dwa i pół roku, od momentu, kiedy po głośnym medialnie transferze, hiszpański snajper z Anfield Road przeniósł się na Stamford Bridge. Zaczęto mówić o transferze Torresa w styczniu 2011 roku i mówi się o nim do dziś. To chyba jedyny taki przypadek w dzisiejszym footballu, kiedy o transferze jednego gracza, mówi się tak dużo i jednocześnie tak długo.
Kibiców wciąż boli to, że El Nino kosztował Abramowicza obłędne pięćdziesiąt osiem milionów euro, co stanowi szóstą w historii piłki nożnej, najwyższą kwotę jaką zapłacono za piłkarza. To nie ich pieniądze powędrowały do Liverpoolu i co tydzień płyną na konto Hiszpana, a mimo to przyniosły ogromne i w konsekwencji chore oczekiwania względem gry Torresa w Chelsea.
Ci, którzy uważnie obserwowali Premier League, widzieli, że Torres przeżywa kryzys. Choć kryzys to może za mocne słowo, spadek formy był jednak zauważalny. Na dwadzieścia trzy ligowe spotkania, które rozegrał w ostatnim sezonie, broniąc barw Liverpoolu, zdobył zaledwie dziewięć bramek. Sezon wcześniej zgromadził ich aż osiemnaście. Matematyczna różnica nie kłamie i pokazuje, że transfer do zachodniego Londynu niefortunnie zbiegł się z chwiejną dyspozycją wychowanka Atletico.
Dziesięć meczów bez gola i przeciętna gra w pierwszym sezonie w Chelsea sprawiła, że do Torresa przykleiło się wiele łatek. Media zaczęły kreować słabego i zagubionego El Nino, który nie czuje się dobrze w Londynie. Aklimatyzacja aklimatyzacją, ale jeden gol na piłkarza takiej klasy i co ważniejsze, za takie pieniądze, to trochę mało.
Torres miał strzelać jak na zawołanie, po to go przecież ściągnięto, a tymczasem strzelali wszyscy poza nim.
Oszukiwałbym samego siebie pisząc, że Hiszpan już w pierwszym sezonie, a właściwie w połowie sezonu, pokazał pełnie swych możliwości. Sam dałem mu czas. Przejście z Liverpoolu do Chelsea nie było przecież łatwe. Oba kluby nie ukrywają wzajemnej miłości jaką się darzą. Torres znalazł się między młotem, a kowadłem. Znienawidzony w Liverpoolu, niedoceniony i wyśmiewany w Londynie.
Media nie patrzą w statystyki. Pamiętają jedynie cenę Torresa i to, jakie nadzieje wiązały się z jego przyjściem na Stamford Bridge. Sam Fernando w wielu wywiadach przyznał, że fatalny początek jego przygody z Chelsea, wlecze się za nim jak cień i mimo poprawy formy, jest rzeczą niemożliwą, aby media o falstarcie kiedykolwiek zapomniały.
Prasa to jedno, Internet to kolejne źródło krytyki Hiszpana. Każdy piłkarz popełnia błędy i każdemu piłkarzowi zdarza się nie wykorzystać stu procentowych sytuacji bramowych. Różnica jest taka, że nie każdemu takie błędy się wybacza. Torres od zimy 2011 roku jest na cenzurowanym. Każdy jego kiks, każde pudło czy potknięcie jest bezlitośnie wytykane. Media znalazły sobie kozła ofiarnego, na którym mogą żerować, niszcząc jego wizerunek, budowany od kilku ładnych lat.
Pierwszy sezon Torresa był fatalny ? fakt. Drugi natomiast (2011/2012) obfitował już w wiele niespodzianek, które zaczynały działać na korzyść Torresa. Chelsea przeżywała kryzys i nie tylko El Nino zawodził. Cały team nie potrafił się odnaleźć, począwszy od kapitana drużyny, na trenerze kończąc. Czegoś brakowało. Pięć miesięcy bez gola to dla napastnika piekło.
Torres robił jednak wszystko, by pokazać, że nie należy go jeszcze skreślać. Zmienił się. Nie tylko jako człowiek, ale przede wszystkim jako piłkarz. Z wysuniętego napastnika w czerwonej koszulce, przekształcił się w niebieskiego skrzydłowego lub fałszywą dziewiątkę, która fantastycznie spisywała się w obsługiwaniu partnerów idealnymi podaniami.
Torres strzelając jedenaście bramek w swoim pierwszym, kompletnym sezonie, zaliczył imponującą liczbę asyst. To co robił dla całego zespołu było zdecydowanie ważniejsze, niż to, że nie zawsze sam strzelał bramki. Medialnie wciąż był rzecz jasna pomyłką, dla teamu stał się silnym elementem, który z sezonu na sezon pasował do drużyny coraz bardziej.
Od Torresa się wymaga. Bardziej niż od innych zawodników. Nie ma nagonki na Ba, że nie gra tak dobrze jak w Newcastle, na Hazarda, który wystrzelił jak fajerwerki i równie szybko przygasł. To niuanse, ale gdyby się uprzeć, do nich także można mieć jakieś pretensje. Wiem, że odezwą się także ci, którzy będą krzyczeć, że Hazard jest fantastyczny, nie powinienem się go czepiać i, że nie znam się na piłce, będąc z pewnością sezonowcem. Wiem swoje moi drodzy. Hazard mógłby grać lepiej. Wszyscy mogliby grać lepiej, ale tylko Torresa obrzuca się błotem.
Zastanawiam się i jednocześnie jestem zdumiony, jak silną psychikę musi mieć ten zawodnik. Dziennikarze nie dają mu spokoju, a internauci drwią z niego niczym z trampkarza. Cały czas gra pod presją, a mimo to jego forma wciąż zwyżkuje, zdobywa coraz więcej bramek i umocnił się w zespole na tyle, by otrzymać szacunek od kibiców, a od trenera miejsce w składzie. Nie mówię, że podstawowa jedenastka należy mu się w każdym meczu. Chodzi mi raczej o równą walkę o wyjściowy skład. Torres na to zasługuje.
Głosy mówiące, że El Nino się skończył, nie milkną. Najlepsze czasy kariery, spędzone w Atletico i Liverpoolu, gdzie był gwiazdą, ma już podobno za sobą. W Londynie czeka na niego ławka, a i to przy bardzo korzystnym scenariuszu napisanym przez Mourinho. Torres został spisany na straty. Nawet kibice Chelsea mieli i pewnie niektórzy wciąż mają, dość Hiszpana. Sam wątpiłem w jego umiejętności i sens pobytu na Stamford Bridge, kiedy nie trafiał do siatki przeciwnika od ponad pięciu miesięcy. Byłem w błędzie.
Torres jest w pewien sposób piłkarzem niesamowitym. To co robi na boisku idzie własnym torem, a to co mówią o nim media i to jak jest postrzegany w świecie sportu, żyje osobnym życiem. Spójrzmy na ostatni rok. Torres w przeświadczeniu tłumu jest miernotą. Cieniem zawodnika z przed lat. W sumie to Roman pewnie już zdecydował, że go sprzeda. Może zwróci mu się chociaż siedemnaście milionów, co w minimalny sposób, ale jednak zrekompensuje tak nietrafioną inwestycję. A co robi Torres? Wraz ze swoją reprezentacją wygrywa Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce i na Ukrainie. Zdobywa przy tym, mało znaczący tytuł króla strzelców tej imprezy, ale kogo to obchodzi. S
trzela dla Chelsea dwadzieścia trzy bramki, które dają mu status najskuteczniejszego strzelca Chelsea w sezonie 2012/2013. NAJLEPSZY STRZELEC SEZONU ? FERNANDO TORRES!
Ktoś słyszał, aby media o tym wspominały i rozpływały się nad Torresem, jak chociażby nad Messim? Przypadek? Nie sądzę. Do tego sprawa sprzed kilku dni, czyli Puchar Konfederacji. Pięć strzelonych bramek. Co prawda cztery zdobyte przeciwko Tahiti ? powiedzą krytycy ? ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Kolejny osobisty sukces Torresa i kolejny tytuł króla strzelców. Gdzie jest haczyk?
Wic całej historii polega na tym, iż mimo że El Nino odstaje od przeciętniaków i to wyraźnie, oraz osiąga sukces za sukcesem, w opinii publicznej jest zerem. Wygrywając jest przegranym. I to jest największy paradoks i zarazem tragedia tego piłkarza. Co musi jeszcze zrobić, żeby ludzie otworzyli wreszcie zaropiałe oczy i zobaczyli ile ten beznadziejny zawodnik, który już nic nie osiągnie, robi dla klubu i dla reprezentacji?
Mamy początek lipca. Okno transferowe właśnie się otwarło, a jak wiadomo, Chelsea potrzebuje wzmocnień. Londyńczycy kupili już Andre Schürrle z Bayeru Leverkusen, ale to nie koniec wzmocnień. Wciąż najwięcej mówi się o napastnikach. Wcześniej Falcao, teraz Edinson Cavani jest na tapecie. Kwoty równie bajońskie, jak w przypadku El Nino. Piłkarski świat zwariował jeśli chodzi o ceny piłkarzy, ale to już temat na osobny artykuł.
Gdzie w tym całym zamieszaniu miejsce Fernando Torresa? Mówiąc ładnie ?karta przetargowa?. Mówiąc mniej ładnie, wyrzutek dołączony w pakiecie do kilkudziesięciu milionów euro za gwiazdę, która w przeświadczeniu mediów jest niezbędna Chelsea i oczywiście kapitalnie się w niej sprawdzi. W ostatnim czasie, po przeanalizowaniu wszystkich plotek i doniesień transferowych, mniej lub bardziej realnych, dochodzę do wniosku, że wierzę tylko w jedną rzecz. W mądrość Mourinho. Media mówią jedno, a rzeczywistość prezentuje się zupełnie inaczej. One przecież zawsze dużo mówią. A, że zdarza im się naciągnąć nieco fakty i manipulować odbiorcą, wiemy nie od dziś.
Przyzwyczajam się powoli do tego, że medialnie stłamszony Torres, już nie odbuduje swojego wizerunku. Zawsze już będzie niewypałem. Szukam plusów tej sytuacji i widzę tylko jeden. Codzienna mobilizacja, by udowodnić sobie i kibicom, że jest się w gronie najlepszych. Z Chelsea Hiszpan może sięgnąć po wszystko, a historia i tak zweryfikuje piłkarską prawdę nie patrząc na opinie mediów. Torres to mądry i potrzebny Chelsea gracz, już nie dziwi się temu, że od pewnego czasu ma ciągle pod górkę. Dobrze wie, że właśnie tak wygląda piłkarska droga jeśli nieustannie dąży się na szczyt.
felieton autorstwa Adriana Ligorowskiego
Reklama:
Oceń tego newsa:
Gajani03.07.2013 19:56
Dejcie chusteczkie bo byde ryczoł.
Gdyby był taki dobry to nie trzeba by było pisać takich bzdet mających na celu tylko i wyłącznie jego obronę.
NAJLEPSZY STRZELEC SEZONU ? FERNANDO TORRES!
Okej ,tylko że 23 gole na ponad 60 mjeczy to kapke mało,a połowę sezonu był jedynym Snajperem.
Dlaczego nie chejtuje się aż tak bardzo Demby Ba?
Demba strzelał w Hoffenhaim,West Hamie i Newcastle,nie w Liverpoolu i At.Madryt,no i oczywiście gówniany pretekst ...cena ,7 to nie 50.
A jak Torres może uniknąć tego gówna w mediach i w internecie?Strzelać,bić się o koronę króla w lidze,albo....odejść.
ripazha803.07.2013 19:39
buahaha ktoś tu widze na siłe broni Torresa... żałosne.
Zaraz atak hejtu fanboy Torresa